2024-11-02. Jesienne Pojezierze ...
2024-10-26. Jesień we mgle i w słońcu
2024-10-12. Jesień 2024
2024-09-21. Kolej wąskotorowa na Żuławach Gdańskich, cz. 3
2024-08-03. Widokówki z Żuław
Gdyby to była typowa żuławska wycieczka, nazwałbym ją Żuławy w rytmie… na pewno nie disco. Owszem, otarło się dziś o Żuławy i nawet przez kilka kilometrów „szło” równo z granicą oraz do tych Żuław załapał się jeden dom podcieniowy, a tak właściwie to 3/4 jego części z połową podcienia, ale większość trasy biegła jednak przez Równinę Warmińską. Wybór tego obszaru, ze względu na brak miejsc dla roweru w pociągu do Olsztyna, wyskoczył nieco spontanicznie i bardzo dobrze, bo było krócej, a spodziewałem się nieco mniejszej duszności powietrza.
Skoro tego miejsca w pociągu na rower nie otrzymałem, musiałem stworzyć plan awaryjny. Zniknęło weekendowe, poranne połączenie do Pasłęka, które jeszcze kilka lat temu istniało, ale pozostało do Elbląga. Wierzbowo, klasycznie i żuławsko- tak miało być, ale przy próbie rezerwacji biletów na późniejszy pociąg do Pasłęka, wyskoczyło okienko z przyciskiem „Zapłać”. Po chwili namysłu i przekalkulowania trasy zakupiłem bilety na pociąg Malbork-Pasłęk.
Bilet kupiony, ale co dalej? Wiem tyle, że są tu domy podcieniowe, widziane zresztą ładnych parę lat temu gdzieś na zdjęciach w sieci i które zakodowałem sobie w głowie, ale oprócz jedynej autokarowej wycieczki z 2014 r., na tych terenach rowerem jeszcze nie byłem. Wówczas wycieczka przebiegała przez Weklice, Mariankę, Pasłęk, Stegny i Dawidy. Cztery z tych miejscowości znalazły się również na trasie dzisiejszej wycieczki, ale zupełnie przypadkowo, bo cel był nieco inny- dotrzeć do wioski Anglity.
Pierwotnie za cel ustawiłem sobie Słobity z ruinami pałacu rodu Dohnów, ale ograniczony czas na to nie pozwolił i tę atrakcję należało odłożyć na inną porę. Anglity natomiast zostały naciągnięte na maksymalne 45 km i na spokojnie, po zakończeniu wycieczki, do odjazdu pociągu w kierunku Malborka zostało jeszcze 30 minut.
Równina Warmińska to region geograficzny sąsiadujący między innymi z Żuławami i Wysoczyzną Elbląską, a trójstyk granic zlokalizowany jest w pobliżu Aniołowa. Ta część równiny położona jest na historycznym regionie Oberlandu (Prus Górnych) – na zachód od Warmii i na wschód od Pomorza Gdańskiego.
Planowy odjazd pociągu z Malborka do Elbląga: 10:38, z Elbląga do Pasłęka: 11:51, a powrót z Elbląga do Malborka: 18:08. W tym czasie muszę zmieścić się i nie widząc powodu, aby było inaczej, cała wycieczka przebiega bardzo spokojnie. W pociągu spotykam „podróżnika” ze sporym bagażem, który samotnie wybiera się rowerem na Mazury. Zamieniam z nim kilka słów i dowiaduję się, że zmierza do Olsztyna, a następnie do Rucianego-Nidy. Stamtąd ma zamiar przejechać Mazurską Pętlę Rowerową.
Wysiadam w Pasłęku i wzrok przez chwilę zawieszam na ceglanym budynku dworca. Następnie kieruję się w stronę centrum miasta. Trochę tu rozkopane, ale rowerem można prawie wszystko i bez objazdów. Po drodze mijam współdzielony od 1966 r. przez wyznawców prawosławia i ewangelików kościół (pierwotnie świątynia szpitalna zbudowana na miejscu kaplicy cmentarnej).
Cerkiew pw. św. Onufrego i kościół pw. św. Jerzego w Pasłęku opisywany jest jako najstarsza sakralna budowla szachulcowa w powiecie elbląskim, zbudowana w 1598 r., przebudowana w latach 1755 i 1827. Osobiście nie lubię określenia szachulec, zwłaszcza gdy nie widzę, co jest pod tynkiem. Na bramie przywieszona tabliczka z napisem „Teren budowy, wstęp wzbroniony”, więc świątynię oglądam spoza terenu.
Przy kościele, w miejscu dawnego cmentarza znajduje się park, a pośrodku parku wznosi się krzyż.
Przejeżdżam dalej pod cerkiew pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Pasłęku. Kościół został zbudowany w 1855 r. i pierwotnie pw. św. Józefa należał do katolików. Po II wojnie św. pełnił funkcję kaplicy cmentarnej, a od 1992 r. należy do grekokatolików. Od strony wschodniej świątynię otacza cmentarz, a przy północnej stronie cmentarza góruje wodna wieża z 1910 r. W pobliżu wieży kościoła stoi neogotycka kapliczka.
Z tego miejsca trochę idąc, a trochę jadąc, docieram do całkiem dobrze zachowanych murów miejskich ze wzmacniającymi je przyporami oraz do Bramy Młyńskiej, a następnie przechodzę pod pasłęcki zamek wzniesiony w latach 1320-1339, w miejscu wcześniejszej strażnicy.
Ostatnia odbudowa zamku spowodowała, że obiekt tylko w niewielkim stopniu przypomina średniowieczną budowlę. Z trzech skrzydeł, tylko północne, które było najmniej zniszczone, pozostaje nieotynkowane. W południowej linii murów miejskich zachowała się Brama Kamienna.
W alejkach Pasłęka można się nieco zakręcić, ale jakoś wydostaję się rozkopanymi uliczkami spod zamku i wychodzę naprzeciwko kościoła pw. św. Bartłomieja, zbudowanego w XIV w., a następnie pod miejski ratusz podcieniowy, wzniesiony w tym samym wieku i w późniejszym okresie kilkukrotnie przebudowywany. Na tej części miasta, z zamkiem, murami, bramami i kościołem pw. św. Bartłomieja oraz na cmentarzu żydowskim skupiała się pasłęcka część „Wycieczki autokarowej po Oberlandzie” z 2014 r.
Ulicą Krasickiego, przejeżdżając pod Bramą Kamienną, docieram do ul. Jagiełły, a następnie ul. Zamkową i Kraszewskiego wydostaję się z Pasłęka. Tuż za miastem skręcam w kierunku miejscowości Robity, gdzie pojawiają się moje ulubione obrazki.
Przez Gulbity dojeżdżam do miejscowości Anglity. Mam tu pierwszy, nie licząc miejskiego ratusza, dom podcieniowy na trasie. W rejestrze zabytków i ewidencji widnieje jako pałac klasycystyczny z 1796 r. Murowany i otynkowany obiekt posiada centralnie wysuniętą wystawkę wspartą na czterech murowanych kolumnach. Encyklopedia Warmii i Mazur oraz leksykonkultury.ceik.eu opisują go jako dwór z XVIII w. Majątek w Anglitach, w XIX w. należał do rodziny von Schrötter, a w latach 1865-1945 do rodu von Minnigerode.
Opuszczam Anglity i przez Łukszty kieruję się do Kawek, gdzie znajduje się kolejny dom podcieniowy- otynkowany, z oszalowaną deskami wystawką wspartą na trzech kolumnach.
Niemal we wszystkich miejscowościach na trasie znajdziemy interesującą zabudowę. Tu przykład z Kawek i fragment ganku ze zdobieniem laubzekinowym na jednym z domów po zachodniej stronie wsi.
Następna miejscowość to Stegny odwiedzane też w 2014 r. Dom podcieniowy w porównaniu do tamtego okresu mocno zasłaniają drzewa. Konstrukcja ta zdobiona jest ryglową wystawką wspartą 5 kolumnami z profilowanymi mieczami. Dwie belki wystawki zawierają inskrypcje z datą.
Ciekawie prezentuje się również sam wjazd do wioski od strony wschodniej.
Drogi na dzisiejszej trasie to głównie utwardzone i polne. Między Stegnami a Marianką jest szuter. Na tym odcinku mija mnie młody człowiek na motorze, który po około 15 minutach wraca. Chyba jest nieco zdziwiony, widząc, że zbyt daleko nie odjechałem, więc zatrzymuje się i pyta, czy nic się nie stało. To bardzo miłe i nie rujnuje nadziei, że są jeszcze tacy ludzie na tym świecie. Ze mną jest wszystko w jak najlepszym porządku: nie brakuje wody, jedzenia i krajobrazu, a to te czynniki i elementy zatrzymują mnie na kilkanaście minut w tym miejscu.
Kończy się szuter, a zaczyna naturalna, polna droga. Pośrodku, między miejscowościami Stegny i Marianka, niemal kończy się droga. Czy ktoś tu chodzi, czy ktoś tu jeździ? Chyba tylko rolnicy i może ktoś taki, jak ja. Jest równo i twardo- można jechać 20 km/h.
Niewielki, może 300-500-metrowy fragment bezdroża ponownie wyprowadza mnie do drogi naturalnej, następnie szutrowej i utwardzonej, by w efekcie znaleźć się w Mariance. Tu zachował się gotycki kościół pw. św. Piotra i Pawła. W murach jest rój, ale nie wnikam, czy to pszczoły, osy, czy szerszenie, tylko ten fragment omijam szerokim łukiem. Kościół otwarty jest tylko do standardowej kraty, a przez jej otwory można sobie zerknąć na XVII-wieczne: ołtarz, ambonę (1692 r.) i baptysterium (1692 r.) oraz średniowieczne polichromie ścian nawy i sklepienie kryształowe w prezbiterium. Od bocznej kruchty widoczny jest prospekt organowy.
Fragmentem utwardzonego traktu dojeżdżam do drogi szutrowej, a bramą wjazdową są tutaj wierzby. Znajduję się ok. 1 km od granicy z Żuławami Wiślanymi, które mam po zachodniej stronie i powoli do nich zmierzam. To bardzo urokliwy i malowniczy fragment trasy.
Z takim krajobrazem docieram do Aniołowa, wsi o jedynej ponoć takiej nazwie w Polsce. Miejscowość położona jest na Wysoczyźnie Elbląskiej, tuż przy granicy z Równiną Warmińską. Na wjeździe do wsi ustawiona jest tablica z ostrzeżeniem: „!!! Uwaga !!! Nisko przelatujące anioły”. Okazuje się, że aniołów tutaj jest pełno. Stoją przy drogach, drzewach i ławkach, a nawet wylegują się na nich.
Moim celem w Aniołowie jest dom podcieniowy z początku XX w. To konstrukcja otynkowana z głęboką wystawką oszalowaną pionowo deskami i wspartą na 6 drewnianych kolumnach z murowaną podstawą. Dom, jak i jego otoczenie prezentuje się bardzo ładnie.
W Aniołowie, oprócz domu podcieniowego i aniołów, znajduje się pomnik poświęcony poległym mieszkańcom wsi i okolic w latach 1914-1918.
Wracam do głównej drogi, gdzie znajduje się trójstyk granic: Żuław Wiślanych, Wysoczyzny Elbląskiej i Równiny Warmińskiej. Od tego miejsca, przez najbliższe 7 km jadę granicą Żuław i Wysoczyzny Elbląskiej, głównie po stronie żuławskiej.
Kolejny dom podcieniowy zlokalizowany jest jednak w Pasiekach, po stronie wysoczyzny, ok. 250 m od trasy. Dojeżdża się do niego przez teren zalesiony, gdzie na jego krańcu pięknie wynurza się cały obiekt.
Drewniany, XVIII/XIX-wieczny dom podcieniowy wpisany jest do rejestru zabytków. Głęboką wystawkę, oszalowaną poziomo deskami wspiera 5 elipsoidalnych słupów frontowych i 2 boczne.
Zachowały się też zdobione okiennice. Nie zachwyca natomiast okropne, wtórne poszycie dachowe.
Wracam na Żuławy i w dalszym ciągu jadę granicą. Od północy widzę lasy, a od południa pola. Od Myślęcina do Pilony jestem po stronie wysoczyzny. Na skrzyżowaniu dróg, we wsi Pilona stoi następny dom podcieniowy, ale centralnie pod światło. Ten obiekt można zaliczyć do żuławskich i zlokalizowany jest dokładnie na granicy. Uwagę zwracają poszycie dachowe i ryglowa wystawka. Zasadnicza część budynku zbudowana jest z drewna w konstrukcji zrębowej i otynkowana. Podcień w stosunku do korpusu jest lekko przesunięty ku północy. Ciężko tu dostać się do nadproża, gdzie na belce umieszczono napis: „Samuel Gerzen B.M. Anno / Iacob Kliwer B.M. 1786”, odczytany z tabliczki informacyjnej ustawionej przed domem.
Po opuszczeniu Żuław, przede mną największy podjazd na trasie- na Wysoczyznę Elbląską. Na wykresie wygląda dość mocno, ale ogólnie spokojnie i powoli daje się podjechać. Na górze jest piękny widok na wieś i kościół w Przezmarku.
Gdyby natomiast z czasem nie było za ciekawie, to jest też inny plan, przez Komorowo Żuławskie. Przed podjazdem jestem jednak o 16:10, więc nie ma potrzeby zmiany trasy, zwłaszcza że od szczytu w Przezmarku, aż do Elbląga czeka mnie długi zjazd.
Na górze w Przezmarku, w centrum wsi stoi gotycki kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Dookoła otoczony jest ceglanym murem. Wejście na teren kościoła poprowadzone zostało po schodach, przez bramę. Ten obiekt sakralny uważany jest za jeden najstarszych, znajdujących się na Wysoczyźnie Elbląskiej. Wzniesiony został na kamiennej podmurówce, z trójbocznym prezbiterium i wieżą na planie kwadratu. Uwagę zwracają tu liczne zdobienia sterczynowe szczytu i południowej kruchty.
We wnętrzu widoczne są między innymi: empora z malowidłami, barokowy ołtarz główny i XVIII-wieczna ambona. Dla zwiedzających kościół udostępniona została tu informacja z podanymi numerami telefonów.
Po wschodniej stronie kościoła znajduje się cmentarz, natomiast po zachodniej stoją dwie samotne, piaskowcowe stele z XVIII w.
Na sam koniec atrakcje, które po tak gorącym dniu należą się każdemu rowerzyście. Pierwsza to sklep z zimnymi napojami, a druga to bardzo długi zjazd prawie do samego Elbląga, przez wiele km bez przekręcania korbą.
Zobacz również: